..
GMC blog

 
 
2008-03-27
Odsłon: 1736
 

Czego uczy Orla Perć...

 
Szlak uważany za jeden z najtrudniejszych w Tatrach jest dla mnie obiektem wyzwalającym sprzeczne i intensywne emocje. Ma być zwieńczeniem przygody i potwierdzeniem zdobycia tych gór, jeśli go przejdę.
Nie należę do ludzi zadowalających się łatwizną. Od pierwszej próby realizacji tego planu wybrałam wariant dotarcia do szlaku bez wysługiwania się kolejką linową na Kasprowy Wierch.
Pewnego sierpniowego dnia wyruszyłam z Kuźnic przez Halę Gąsienicową na Przełęcz Świnicką. Bardzo dobry układ baryczny zapewnił świetną pogodę oraz rewelacyjne samopoczucie. Oczywiście, wszyscy wiedzą, że Orla Perć zaczyna się na Przełęczy Zawrat i biegnie w stronę Krzyżnego ( albo odwrotnie, choć zalecany jest wariant pierwszy). Dlatego wybrana trasa między Przełęczą Świnicką a Przełęczą Zawrat miała być tylko rozgrzewką. Do samego siodła szlak był spacerowy. Nawet rosnąca wysokość, otoczenie surowych, granitowych skał i obsypujących się kamyczków u zwieńczenia, nie stanowiły problemu. Na szczyt Świnicy, drogą pięknie ubezpieczoną łańcuchami, doszłam dość szybko. Miejsca do siedzenia jest tam mniej niż na Rysach, ale jakoś nikt nie narzekał. No i miało się tę satysfakcję z wejścia. Dalej czerwonymi znakami powędrowałam w kierunku Zawratu. Niezbyt duża różnica wysokości w stosunku do Doliny Pięciu Stawów oraz ubezpieczenia w postaci klamer i łańcuchów, zapewniały poczucie bezpieczeństwa do samego Zawratu. Ponadto, gdy schodzi się ze szlaku do Pięciu Stawów to już czysty relaks. Opisana eskapada nie daje jednak pojęcia, czym Orla Perć jest na prawdę.
Dwa lata później, gdy w Tatrach Polskich niewiele już zostało dla mnie do zdobycia, a z drugiej strony bardzo dużo, bo Orla Perć. Mając za sobą tydzień wydeptywania szlaków po stronie słowackiej, wybrałam się ponownie w kierunku tego wabika dla ambitnych. I tym razem pogoda była piękna, ale powietrze jakby zgęstniało. Mnie, jako, tzw. niskociśnieniowca wprawiło to w dziwny błogostan. Gdy po przejściu Doliny Roztoki, dotarłam do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, czułam, że nie mam inwencji iść dalej. Zawsze jednak można próbować, by później nie żałować nie wykorzystanej okazji. Podobne podejście stwarza czasami ryzyko, przed którym tak często przestrzegają ratownicy górscy.
Kierując się zasadą, że jeśli nie dam rady, to zawrócę, postanowiłam obrać kurs na Kozi Wierch. Powłócząc nogami po łatwej do pokonania równi pochyłej, dotarłam do punktu, w którym szlak trawersuje Szeroki Żleb. Widać już było - jak na dłoni - turystów podążających Orlą Percią, a ja straciłam resztki rezonu. Wyobraźnia podsunęła mi obraz niezbyt komfortowej przejażdżki długą rynną w dół. Faktycznie nie czując już swojego ciała, trzymałam się dzięki poczuciu równowagi. Wtedy zrozumiałam, że nie pójdę dalej. Jedyną rekompensatą za włożony dotąd wysiłek była piękna panorama Tatr. Do doliny wróciłam tą samą drogą.
Po osiągnięciu poziomu Wielkiego Stawu, zdecydowałam o powrocie do Zakopanego przez Zawrat i Halę Gąsienicową. Tyle chciałam zrobić dla siebie, by nie stracić wiary we własne możliwości.
Około godziny 16.00 na Przełęczy Zawrat wykończyłam zapasy jedzenia i picia, które jednak nie zaspokoiły moich potrzeb. Z uczuciem próżni w żołądku wystartowałam do Murowańca. Dopadłam pierwszych łańcuchów, by z miejsca się rozczarować. Utknęłam w zatorze pod postacią szkolnej wycieczki. Później okazało się, że przyczyną zgromadzenia była pani, jaka znalazła się tam decyzją dominującego samca rodzaju ludzkiego, który wciągnął ją na górę nie zważając na konsekwencje. Osobiście uważam, że każdy powinien decydować za siebie.
Gdy wreszcie ruszyliśmy w żółwim tempie, pojawił się następny problem – idący w przeciwnym kierunku, potem - wyprzedzający. Do końca łańcuchów, bez których trudno tam zejść, trasa była mozolna.
Okrążenie Czarnego Stawu Gąsienicowego i droga do schroniska zdawały się wydłużać w miarę pokonywania. Cały ten - kończący się - dzień był jednak ciągle przedsionkiem do prawdziwego wyzwania.
Kolejny pogodny wrześniowy poranek zagnał mnie ponownie w okolice wiadomego szlaku. Tym razem zbliżyłam się do niego od strony Hali Gąsienicowej. Jednak już przy Czarnym Stawie straciłam “ parę “ na dalszą wędrówkę. Pomimo tego “ większością głosów “ zdecydowałam się na podjęcie próby wejścia na Granaty. Wybrałam znaczoną na zielono, łatwiejszą trasę. Wyglądało na to, że się uda. W miarę oddalania od Koziej Dolinki ubywało ludzi, którzy rozpierzchli się po okolicznych szlakach. Po osiągnięciu Zadniego Granatu tłum powrócił. Przyznam, że było to bardzo irytujące. Nie zapominając, iż turyści ci mieli prawo przebywać w tym miejscu w równym stopniu co ja i odwrotnie, pozwoliłam sobie na refleksję. W jej wyniku doszłam do oczywistego wniosku: by w górach mierzyć się tylko ze skałą, należy wybierać te mniej okupowane lub wspinaczkę.
“ Przespacerowałam “ się granią Granatów tam i spowrotem, by wrócić tą samą trasą.
Na wysokości Czarnego Stawu zauważyłam nadlatujący nad Granaty śmigłowiec TOPR. Ktoś miał dziś mniej szczęścia niż, ja - pomyślałam.
Obecnie wiem, że Orla Perć jest zdradliwa. Po przejściu odcinków łatwiejszych natrafia się na
miejsca na prawdę niebezpieczne. Tam nie wolno stracić czujności oraz wypada mieć ograniczone zaufanie do innych. Nikt – bowiem – nie zechce odpowiadać za nasze życie. Poza tym trudność szlaku polega także na tym, że już samo dotarcie do niego nadszarpuje siły. Dlatego nie jest rozsądnie wybierać go, gdy jest się zmęczonym sezonem. Na pewno też zdarza się, iż niejednemu brakuje po drodze toalety.
Reasumując: Orla Perć to szlak tylko turystyczny, dlatego należy dołożyć wszelkich starań, by jego przejście przyniosło relaks, a nie utratę zdrowia lub życia.


 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd