..
GMC blog

 
 
2007-11-11
Odsłon: 1220
 

Pieniny nasze chociaż ich

 

Rok 2004 nie różnił się od innych jednym: jak zwykle po lecie gór mi było mało. Trzy lata wcześniej, gdy spłynęłam Dunajcem obiecałam sobie, że wrócę kiedyś między te wzniesienia jak z bajki. Postanowiłam zorganizować weekend w Szczawnicy u progu jesieni. Zatrzymałam się w schronisku Orlica, a zaraz potem ruszyłam na Sokolicę.
Jaki widok stamtąd jest ? Kto widział, ten wie. Kto nie wie, niech zobaczy.

Znalazł się tam polski turysta, który patrząc w kierunku Lesnicy, rzekł te słowa:

- " Co tam jest ? "

- " To już Słowacja, ale i tak to wszystko nasze. " - odparł jego towarzysz.

Miło było też skoczyć na Trzy Korony.

Następny dzień przyniósł kilka niespodzianek. Od rana wdałam się w pogawędkę z panią, która od 30 lat gotuje w schronisku. Opowiedziała mi historię swojego życia w pigułce. Między innymi o tym, jak przed laty oblegana była Orlica jako jedyny obiekt noclegowy w Szczawnicy. Potem podążyłam wzdłuż Dunajca w kierunku przejścia granicznego z zamiarem dotarcia do Czerwonego Klasztoru. Po przekroczeniu granicy, jaka oddziela polski nieład od słowackiego porządku ( mam tu na myśli ścieżkę dla pieszych i rowerów ), skręciłam jednak w stronę Lesnicy, a stamtąd w polną drogę prowadzącą na wschód. Zawiodła mnie ona do opustoszałej drewnianej osady z kościołem. Całość była w takim stanie, że trudno to nazwać skansenem. Bardziej - gotową dekoracją do horroru. Osobiście lubię takie niecodzienne widoki. Kiedy inną polną drogą wróciłam do kraju. było już popołudnie. Zbyt późno, by wybrać się na Wysoką, co było jedną z opcji. Wsiadłam do pierwszego napotkanego autobusu PKS i udałam się do Zakopanego. Na miejscu wybrałam się piechotą na Gubałówkę. Wtedy obiecałam sobie solennie, że na pewno w następnym roku wrócę w Tatry. Było to zaklęcie na grożące mi problemy finansowe.

Powrót do Szczawnicy okazał się dość trudnym. Późnym niedzielnym popołudniem znalezienie wolnego miejsca w autokarze firm Frej lub Szwagropol jest niemożliwe. Mimo to przed jednym z pojazdów ustawiła się kolejka osób nie mających wcześniejszej rezerwacji. Sama zapytałam kierowcę czy nie mógłby mnie jednak gdzieś upchać, że „ chcę tylko do Nowego Targu „. Jako że przepisy rzecz święta, nie dał się namówić.
Na dobitkę ktoś z kolejki dodał, iż „ do Nowego Targu, to na piechotę”. ( Super !). W rezultacie wylądowałam na dworcu PKS. Dopiero około 19.00 posadziłam swoje cztery litery na autobusowym siodełku. Po drodze obserwowałam bacznie, jak szybko zapada zmrok. Na dworcu w Nowym Targu wpadłam w lekki popłoch. Przy stanowiskach nie było żadnego oświetlenia.
Z trudem więc znalazłam właściwy autobus na dalszą drogę.

Gdy wróciłam do Szczawnicy było już całkiem ciemno, a rejon schroniska opustoszały. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakich doznałam wdrapując się na wzniesienie, na którym usytuowana jest Orlica. Ponieważ schody znajdują się w lesie i są nieoświetlone już pierwsze kroki wywołują uczucie, jakby wchodziło się w bezdenną, mroczną pustkę lub robiło krok w przestrzeń kosmiczną. W realnym świecie - na szczęście - jest barierka.

Po dotarciu na miejsce okazało się, że jestem jedynym gościem w schronisku ( właściciel nie omieszkał mnie o tym poinformować ). Poszłam spać, jak zwykle po pracowitym dniu około północy.

 

Gdy o 5.00 rano zadzwonił budzik, zerwałam się na równe nogi -
- jak nigdy - bez słowa skargi. Dwie godziny później siedziałam już w autokarze do Krakowa.

Nastąpił więc ciąg dalszy przygody autobusowej. Poza zapierającymi dech widokami wzdłuż Dunajca prującego Beskidy, dał się też zauważyć szczególny folklor prezentowany przez mieszkańców tych stron. Na jednym z przystanków wsiadło dwóch młodych górali. Bawali się szampańsko. Nie bardzo jednak mogłam zrozumieć o czym gawędzili. U wrót Krakowa zaczęli się zastanawiać czy wysiąść gdzieś w mieście, czy też na dworcu. Gdy dojeżdżaliśmy do końca trasy jeden z nich słusznie zauważył:

- „ Patrz, dworca nie ma „.

- „Wysadzili w powietrze „ - odparł rezolutnie drugi. Było to oczywiste nawiązanie do zamachów terrorystycznych, lecz na wesoło.

Tego co było potem nie pamiętam, ale to w ogóle nie jest ważne.

 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 
Mona Lisa 2007-11-30 18:07:22
Dzięki za nieocenione słowa otuchy. A mój profil ? No nie wiem. Musiałabym mieć chyba większe osiągnięcia. Pozdrawiam.
biedronka 2007-11-30 15:03:28
Mona Liso, naprawde intrygujesz. Masz nie tylko talent do pisania, ale i do fotografowania. to chyba sie nazywa po prostu wrażliwość...
:) 2007-11-30 14:33:31
Ale poza tym wpisy i foty I liga
Monika 2007-11-30 14:28:17
Jest super:) Pozdrawiam
Mona Lisa 2007-11-16 21:32:42
Dzięki za wsparcie. Zrobię co w mojej mocy.
Monika 2007-11-15 10:01:13
Zaglądam tu często bo lubię sobie poczytać nieco bardziej osoboste teksty więc mam nadzieję że pewnego pięknego razu - oprócz ciekawego wpisu znajdę pakiecik fotek. Pozdrawiam i życzę niemalejącego apetytu na góry, weny i czasu aby to spisywać.
Mona Lisa 2007-11-14 16:22:30
Droga Moniko, dziękuję za uznanie dla moich tekstów - - staram się. Natomiast jeśli chodzi o fakt niezamieszczania w blogu zdjęć, wynika on z niedostatków sprzętowych. Fotografii mam wiele, lecz nie były robione metodą cyfrową, więc nie mogę ich po prostu zrzucić. Z kolei brak skanera uniemożliwia wstawienie odbitek. Bardzo nad tym wszystkim ubolewam. Chcę to z czasem zmienić. Pozdrawiam
Monika 2007-11-14 09:56:45
Myślę że w codziennej gonitwie po prostu ludziom brakuje czasu, a zapewniem Cie że góry kocha coraz wiecej ludzi. Bardzo fajnie piszesz i czytając Twoje opisy niemal widzę obrazy miejsc o któych wspominasz - czy nie mysłałeś żeby zamieszczać zdjęcia - jełsi odwiedzałaś takie niesamowite miejsca pewnie pstrykałać fotki - nie ukrywam z chcęcią bym je zaobaczyła


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd